wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 4

KORA

Przez całą drogę kopyta konia z impetem uderzały o... no właśnie o co? O powietrze ? nigdy nie pomyślałabym , że może mnie boleć jazda na latającym koniu. Przelecieliśmy nad rzeką Styks i wylądowaliśmy dopiero na tarasie ogromnego zamku.Nie było na nim żadnych drzewek doniczkowych , kwiatków ani nic co by się kojarzyło z naturą. Były na nim tylko posągi i rzeźby. Przeważnie przedstawiały Hadesa. 
Zatrzymał konia i z niego zsiadł. Też chciałam jakoś się zsunąć z siodła , ale mięśnie brzucha tak mnie bolały , że nie mogłam się ruszyć. Po chwili poczułam jak czyjeś ręce obejmują mnie w talii . Następnie poczułam jak się zsuwam z konia i ląduję wprost w umięśnionych ramionach porywacza. 
-Puść mnie! 
-Doprawdy? Jeszcze minutę temu jęczałaś z bólu. Myślałem , że jesteś zmęczona. 
- A co cię to obchodzi? 
- Troszczę się o ciebie. To jeden z obowiązków męża. 
- Ha! Dobre sobie. Nigdy nie będziemy małżeństwem. 
- Ależ oczywiście , że będziemy. Jutro . Chyba , że wolisz od zaraz. 
-Nigdy za ciebie nie wyjdę. A teraz wreszcie mnie postaw.-delikatnie , wykonał moje polecenie.
- Twój ojciec się zgodził. 
-To skoro się zgodził to z nim się ożeń! Co mnie to obchodzi. - Odwróciłam się do niego plecami i założyłam ręce na ramionach.(FOCH)
-Tylko , że twój ojciec nie jest tak piękny jak ty. - podszedł do mnie od tyłu , objął w pasie i mocno do siebie przytulił. 
-Nie dotykaj mnie ! - Odskoczyłam od niego w mgnieniu oka. 
- Nie denerwuj się tak. 
-Nie rozkazuj mi! Nie masz prawa. 
-W takim razie będziesz moja jeszcze dziś. 
Że co ! Jeszcze czego. 
- W twoich snach słodziutki. 
- A jednak uważasz , że jestem słodki? 
-Zapomnij. 
- Ale na pewno wyobrażałaś sobie mnie  nago.- poruszył znacząco brwiami
- A to aż tak widać? - udałam zdziwienie.-Pragnę cię , jesteś boski, weź mnie skarbie!- przewróciłam teatralnie oczami.
- Schlebiasz mi . Aż tak mnie pragniesz? 
- Jesteś irytujący . 
-Dziękuję bardzo. 
- Znam cię kilka godzin , a już wiem , że masz największe ego na świecie. Dorównujesz Narcyzowi. 
- Nie tylko to mam duże . Mam jeszcze wielkie ... królestwo. 
- Jakiś ty skromny. 
- Za to ty piękna. Wracając do sprawy. Wyjdziesz za mnie?
- Hmm...-udałam zamyślenie- Nie . 
- Tak myślałem , ale to było pytanie retoryczne. Na szczęście twoje zdanie nie jest tu najważniejsze. Żyjemy w takich czasach , że wystarczy na to zgoda twojego tatusia. 
- To niemożliwe tata nigdy by się na to nie zgodził. 
-A jednak! Ale mogłaś trafić gorzej. Twoim mężem mógł być jakiś stary, gruby i śmierdzący karzeł.  
- Za to trafił mi się zakochany w sobie idiota. 
- Uważaj do kogo mówisz. 
-Bo co mi zrobisz ? Zabijesz?I tak już jestem w piekle! 
-Jesteś uparta i pyskata. 
-Jak ci się nie podoba to odstaw mnie na ziemię i porwij sobie jakąś inną szarą myszkę , która na każdym kroku będzie się ciebie słuchać i w dodatku z radością za ciebie wyjdzie i zostanie królową piekła. 
- Jesteś idealna. Lubię takie. Masz charakter, jesteś pełna temperamentu. 
Znałam tego idiotę dosłownie chwilę , a już mnie wnerwiał jak mało kto. Miałam ochotę mu przywalić . Jeszcze ten ślub. Co on sobie wyobraża. 
- Więc wracając do tematu.Oto mój pomysł. - wyjął z kieszeni małe pudełeczko i je otworzył. W środku był niesamowity pierścionek wysadzany wieloma diamentami i szafirami. Na środku znajdował się wielki diament. - Teraz założysz ten pierścionek , a jutro z uśmiechem na ustach zostaniesz moją żoną. Dobry plan?      
- Fatalny. Mój jest lepszy. Wsadzisz mnie z powrotem na tego palącego się konia i zabierzesz mnie na ziemie. Co ty na to? 
- Mmm... Nie. Mój plan jest zdecydowanie lepszy. 
- Ty tak uważasz. 
-Wyjdziesz za mnie czy tego chcesz czy nie. 
-Ale ty nawet mnie nie znasz , ani ja ciebie! 
- Mamy całą wieczność żeby się poznać. -chwycił moją dłoń i w mgnieniu oka włożył mi pierścionek na serdeczny palec.- Pasuje idealnie. 
Szybkim ruchem zdjęłam ozdobę i mu podałam. 
-Masz nie chcę go! Nigdy nie będziesz moim mężem i jeśli ci się wydaje , że mnie przekupisz to się grubo mylisz! 
- Jest twój. Nie przyjmuję odmowy.- schował ręce za plecami. 
-Uch! Jesteś niemożliwy. Widzę , że pomieszkam tutaj kilka dni. W takim razie gdzie będę spać? 
- Kilka dni, lat, wieków...Jednym słowem wieczność. Chodź oprowadzę cię.
Poprowadził mnie w kierunku długich , krętych schodów. 
- Zapomnij. Jak tylko moja matka się o tym dowie rozpęta się istne piekło. 
-Piekło to mój dom. Żyję w nim już dłuższy czas i powiem ci , że jest całkiem dobrze. Z resztą sama się przekonasz. 
- Niedoczekanie twoje.
- Zobaczymy. 
Zaprowadził mnie do stajni, gdzie było mnóstwo takich koni , na jakim przylecieliśmy. Był tam nawet jeden mały źrebak , który wesoło brykał po boksie. Następnie oprowadził mnie po niezliczonej ilości komnat , Wszystkie były inne, każda zawierała inny styl i charakter.Kilka z nich przeznaczył mi. I tak nie będą mi potrzebne , bo długo tu nie zabawię. Jak nie matka, to sama się uwolnię. Wreszcie zaprowadził mnie do ostatniej z komnat.
W pokoju panowała dziwnie miła atmosfera. Ściany były jasno pomarańczowe. Centralne miejsce zajmowało ogromne łoże z ciemnego drewna z białym baldachimem. Większość mebli była z ciemnego brązu.   
- A oto nasza sypialnia. - powiedział.
- Chciałeś powiedzieć moja sypialnia. 
- Twoja i moja . Nasza. Chyba nie myślałaś , że jako moja żona będziesz spać sama. 
-Zacznijmy od tego , że nie będę twoją żoną , a po drugie będę spała z kim tylko mi się podoba .Zrozumiałeś? 
-Myślałem , że mamy już za sobą temat ślubu.Poza tym chętnie poznam tego kogoś. - powiedział z uśmiechem , ale błysk w jego oku powiedział mi , że za tym kryje się jakaś niecna intryga.Wiedziałam , że dziś już za wiele nie zdziałam. 
-Jestem zmęczona ,chce mi się spać . A teraz zaprowadź mnie do MOJEGO pokoju.
- Jesteś w nim. Będziemy spać razem. 
-Nie jesteśmy małżeństwem. 
-Jeszcze. 
- A to się okaże. 
- Musimy wrócić na ziemię . Nie mam tu żadnych swoich ubrań.
- To żaden problem.- pstryknął palcami i już po chwili w powietrzu ukazały się moje ubrania , poruszył rękami , a ubrania same złożyły się w kostkę i wleciały do komody. - tyle na razie powinno ci wystarczyć. Jutro przyślę do ciebie szwaczkę . Uszyje ci trochę ubrań oraz suknię ślubną.   
Puściłam tę uwagę mimo uszu. 
-A teraz opuść ten pokój . Idę spać. 
-Jak sobie życzysz moja droga. -schylił się w parodii ukłonu. - Dobrej nocy -wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Podeszłam do komody i wyjęłam z niej długą lnianą koszulę nocną z kwadratowym dekoltem. Przebrałam się i położyłam do łóżka.Było bardzo miękkie i wygodne.Nie minęło pięć minut a odpłynęłam w błogi sen. 




Jak wam się podoba rozdział 4 ? Piszcie , komentujcie , udostępniajcie.  :)

1 komentarz:

  1. Super blog . Dopiero teraz go odkryłam. Ciekawy pomysł na tego typu Delenę.Przyznam , że to pierwszy taki blog na jaki trafiłam. :D

    OdpowiedzUsuń